Od jakiegoś czasu ulubiona zabawka Jasia.
![]() |
Zdjęcie z telefonu |
Początki tej przyjaźni sięgają jeszcze czasów wczesnego niemowlęctwa, gdy wszelki szum uspokajał Młodego, szczególnie w czasie kolek. Trwało to stosunkowo krótko, a odkurzacza używaliśmy do tego celu sporadycznie.
Kolejny etap był trudny dla naszej rodziny, ponieważ każde uruchomienie tego urządzenia kończyło się okrutnym płaczem. Sytuację opanowaliśmy o tyle, na ile dało się chodzić na spacery. Czasami pogoda (czyt. deszcz) uniemożliwiała tego typu porządki. Wyglądało to tak, że gdy jeden rodzic oddawał się słodkiemu lenistwu na spacerze, drugi zasuwał w mieszkaniu. Muszę dodać, że przerażonego kota nie zabieraliśmy z sobą, ponieważ nauczył się sam sobie radzić (tzn. chował się w pościeli, a dokładniej pod prześcieradłem). Ten etap trwał sporo czasu, co niestety mocno dało nam w kość. Sprzątać trzeba, szczególnie jak się ma sierściucha w domu, a na spacery fajnie chodzi się wtedy, gdy ma się na to ochotę, a nie dlatego, że trzeba posprzątać.
Jakiś tydzień temu odkurzacz zafascynował Jasia i teraz stoi on w centralnym miejscu na korytarzu (a czasami w salonie, albo u niego w pokoju). Całymi godzinami ogląda, obraca, maca, podnosi, wyciąga wąż, chowa. Najgorsze, że domaga się przy tym towarzystwa…Ileż można analizować obracające się koło, czy sposób składnia rur? Itd.
Efektem etapu trzeciego jest codziennie odkurzone mieszkanie. Czasami dwa razy… Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie, może wyrośnie z niego fan odkurzania?
Tym oto wpisem zapoczątkowałam nowy cykl na swoim blogu: sprzęty domowe a dziecko. :)