czwartek, 21 stycznia 2016

Czy warto obejrzeć Joy?

Jennifer Lawrence w Joy
Całkiem niedawno wybrałam się do kina na JOY. Czy warto było się fatygować?

Cy warto zobaczyć JOY?

Aktorzy


Poszłam na film, bo gra w nim Jennifer Lawrence, którą lubię od czasu Igrzysk Śmierci. Partneruje jej Robert de Niro, boska Virginia Madsen i Isabella Rossellini. A na "deser" Bradley Cooper...
aktor z Joy
Jennifer ma wyjątkową twarz i charakterystyczny głos. Jako Joy Mangano, matka dwójki dzieci, rozwódka i opiekunka wojujących rodziców, wypadła przekonywująco. Myślę, że niejedna kobieta może się identyfikować z uczuciami jakie towarzyszą bohaterce granej przez Jennifer w scenach domowych, czy w pracy. 

Isabella Rossellini lekko przeginała w stronę Cruelli De Mon, ale efekt ostatecznie był zabawny. Jej relacja z Robertem de Niro, czyli ojcem tytułowej bohaterki, to kolejna wersja relacji kobieta- mężczyzna w tym filmie. 

Historia


Uwielbiam biografie. Szczególnie ludzi sukcesu. A najbardziej inspirujące są dla mnie historie znanych kobiet. A film Joy oparty jest właśnie na autentycznej postaci. 

Sposób pokazania tej historii jest lekko rozbuchany, ale tego się spodziewałam po reżyserze Poradnika pozytywnego myślenia. Początkowe sceny telenoweli, którą ogląda Joy, stanowią wstęp, a zarazem komentarz do tego, co bohaterka akurat przeżywa. 

Fabuła filmu to rodzaj gawędy, w której pełno swobodnych scenek, anegdot, dygresji. Reżyser co jakiś czas swobodnie zatrzymuje akcję i wybiega w przyszłość, albo wraca do przeszłości, pokazuje nam wspomnienia i sny głównej bohaterki, itd. itp. Wszystko jednak nie powoduje chaosu, tylko urozmaica ten jakże trywialny schemat "od zera od bohatera".

Dla kogo ten film?


Myślę, że jest to film dla kobiet, które potrzebują motywacji, aby "wziąć życie w swoje ręce". Dla tych wszystkich dzielnych, zorganizowanych żon i matek, które przestały wierzyć w sobie i swoje możliwości. Dla tych, które w pogoni dnia codziennego zapominają o sobie, swoich marzeniach i potrzebach. Dla tych wszystkich, bez względu na płeć, którzy myślą, że sukces to same blaski i radości.

Joy to prosta historia, całkiem sporo ich było w kinie. Ten film ma jednak pewien wdzięk, który sprawia, że z kina wychodzi się naładowanym pozytywną energią. Według mnie warto było zobaczyć ten film. Polecam nie tylko "sfrustrowanym kurom domowym", jak przeczytałam w jakieś recenzji.

Ciekawe, czy widzieliście ten film, a jeśli tak, czy zgadzacie się z moją opinią? A może kogoś przekonałam, że warto iść do kina? 

Pozdrawiam :)